Rzeczpospolita, 14 paździenik 2005 rok
MAŁGORZATA NOWOTNY
GAMBIA W najmniejszym państwie Afryki znajdziemy piękne plaże, bujną roślinność i setki gatunków ptaków
Dawniej najbardziej na zachód wysunięty skraj Afryki był ośrodkiem handlu niewolnikami. Miejscem, skąd wywożono ich do Ameryki. Dziś odwrotną drogą przybywa do Gambii coraz więcej turystów.
Od zachodu Gambia graniczy z Oceanem Atlantyckim, z pozostałych trzech stron otacza ją Senegal. Niewielkie państwo wcina się w sąsiada wąskim klinem. W najszerszym miejscu, liczy on 50 km i ciągnie się 345 km wzdłuż rzeki Gambia, od której kraj wziął nazwę. Dzięki takiemu położeniu nie ma tu typowych dla Afryki problemów z wodą. Przez cały rok rozkwita bujna zwrotnikowa roślinność, rolnictwo jest główną gałęzią gospodarki, a orzeszki ziemne najważniejszym towarem eksportowym. Rozciągające się przy drogach pola orzechowe przypominają nasze uprawy ziemniaków.
Stolica na wyspie
W 1816 r. na wyspie Banjul u ujścia Gambii do Atlantyku Brytyjczycy zbudowali osadę wojskową, która przekształciła się w miasto. Dziś jest to licząca 50 tysięcy mieszkańców stolica połączona ze stałym lądem jedynym w kraju mostem. Nad miastem góruje monumentalny Łuk 22, wzniesiony po przewrocie wojskowym 22 lipca 1994 r. Wsparta na ośmiu kolumnach budowla sprawia wrażenie przeniesionej z innego świata. Banjul, tak jak pozostałe miasta Gambii, w tym największa, 100-tysięczna Serrekunda, to parterowe domy z szarych pustaków, kryte płaskimi dachami z blachy falistej. Wyglądają, jakby wciąż były w budowie. Wyjątkiem jest kilka piętrowych gmachów przy głównej ulicy, z których najbardziej okazale prezentuje się budynek amerykańskiej ambasady.
Codzienne życie koncentruje się na targu. Między straganami z owocami, warzywami, rybami, garnkami, koralikami, kolorowymi batikami, drewnianymi miskami i maskami (to specjalnie dla turystów) przeciskają się kobiety. Barwne stroje kontrastują z ich czarną skórą. Dumnie wyprostowane niosą na głowie zakupy, na plecach często śpi przywiązane chustą dziecko.
Z lotniska nad ocean
Wizytówką stolicy jest międzynarodowy port lotniczy. Z lotniska właściwie wszędzie jest blisko. Plansze wzdłuż asfaltowej drogi wzywają do zachowania ostrożności za kierownicą. To ostatnie chyba trochę na wyrost, bo ruch tu niewielki, w całym kraju jest jedna sygnalizacja świetlna. W 20 minut dojeżdżamy busem do hotelu Kombo Beach, jednego z wielu nad oceanem, tuż przy piaszczystej plaży. Stoliki pod parasolami zapraszają, żeby usiąść i sącząc drinka, delektować się widokiem zachodzącego słońca. Po odpływie na plaży zostają ładne muszle, ale piasek zamienia się w szare błoto. Wieczorem w płytkiej wodzie przy brzegu brodzą zgięte w pół kobiety. Zbierają małże.
W ciągu dnia na plaży można wyciągnąć się na leżaku, pod parasolem. Za drobny napiwek obsługa przyniesie wygodny materac. Woda w Atlantyku jest ciepła, chociaż czasami czuć chłodniejsze prądy. Jeśli fala nie jest zbyt wysoka (informuje o tym flaga na maszcie), można się kąpać. Plaże, podobnie jak hotele, są strzeżone przez całą dobę.
Myślący mężczyźni, pracujące kobiety
Gambia to prawdziwa oaza spokoju na targanym konfliktami kontynencie. Na równinie wzdłuż rzeki zgodnie obok siebie żyje pięć plemion: Mandingo, Wolof, Fula, Jola i Soninke. 90 procent 1,5-milionowej ludności stanowią muzułmanie, od 7 do 8 procent - chrześcijanie, pozostali to wyznawcy tradycyjnych wierzeń animistycznych.
Religia jest widoczna, ale nie ma większego wpływu na politykę władz republiki. Znacznie bardziej przejawia się w codziennym życiu. Muzułmanie mieszkają w oddzielnych domostwach, skupiających wielopokoleniowe rodziny.
Zgodnie z Koranem mężczyzna może mieć do czterech żon, które dzielą się między sobą obowiązkami. To do nich należy m.in. pompowanie i noszenie wody. - Mężczyźni zajmują się myśleniem - uśmiecha się nasz przewodnik Aileu, kiedy mijamy miejscową studnię otoczoną wianuszkiem kobiet. Tuż obok siedzi grupa mężczyzn. Palą papierosy, rozmawiają, nawet nie spojrzą w stronę kobiet, które dźwigają na głowach miednice wypełnione wodą.
Chrześcijanie żyją z dala od wyznawców islamu. Zajmują się produkcją alkoholu i hodowlą świń. Tak jak mieszkańcy wioski Tugereng, której nazwa znaczy tyle, co "przyjechać i zostać", a odnosi się do tego, że produkowana tu z soku palmowego wódka Zum Zum szybko wchodzi w nogi. Czasami napić się przychodzą też muzułmanie, którym religia zabrania spożywania alkoholu. Dlatego współwyznawcy mówią o nich, że to muzułmanie plastikowi.
Uzdrawiająca woda po krokodylach
Tugereng jest jednym z przystanków na trasie wyprawy terenowym samochodem do rezerwatu Makasutu, co znaczy Święty Las. Trzęsie niemiłosiernie, ale widok kipiącej zieleni, bajkowych kolorów kwiatów i śpiew wszędobylskich ptaków wynagradzają niedogodności. Aileu co chwila wychyla się i pokazuje ręką na skaczące po drzewach małpy albo ptaki. Wzrok przyciąga zwłaszcza nieduży red bishop, o intensywnym ubarwieniu, zupełnie jakby na krzaku rozkwitł czerwony mak.
W Gambii żyje ponad 500 gatunków egzotycznych ptaków. To wielka atrakcja dla przyjeżdżających z całego świata birdwatchers, poszukujących rzadkich przedstawicieli skrzydlatych.
Grubego zwierza raczej tu nie zobaczymy, chyba że wybierzemy się na safari do parku narodowego, gdzie żyją słonie, antylopy, czarne i białe nosorożce. W latach 70. XX w. wprowadzono zakaz odstrzału dzikich zwierząt, ale było już za późno - wcześniej wytrzebiono wiele gatunków. W Bakau nad oceanem w specjalnym basenie pływa kilkadziesiąt krokodyli. Według legendy woda z basenu ma uzdrawiającą moc.
MAŁGORZATA NOWOTNY
TURYŚCI W GAMBII
Wpływy z turystyki stanowią drugą pozycję w budżecie Gambii. Najlepiej jechać tam między listopadem a majem. W czerwcu zaczyna się pora deszczowa, co w połączeniu z bliskością oceanu powoduje dużą wilgotność powietrza przy temperaturze ponad 30 st. C. Najwięcej turystów przyjeżdża z: Niemiec, Skandynawii, Holandii i Wielkiej Brytanii. Z tej ostatniej także ze względów sentymentalno-historycznych - do 1965 r. Gambia była kolonią brytyjską. Stąd powszechna tu znajomość angielskiego, który jest językiem urzędowym.
Przed wyjazdem dobrze jest się upewnić, których muszli nie wolno przywozić do Polski. Próba nawet nieświadomego wwiezienia zakazanych gatunków grozi karą do trzech miesięcy pozbawienia wolności. Nie wolno także przywozić wyrobów ze skór zwierząt egzotycznych. Informacja celna na Okęciu: tel. (0 22) 650 28 73.
LEPIEJ ZABRAĆ GOTÓWKĘ
Walutą obowiązującą w Gambii jest dalasi (D). Pieniądze można wymieniać w kantorach lub w hotelach, gdzie kurs jest nieco niższy. 1 dolar to ok. 28 dalasi, 1 euro - ok. 30 dalasi.
Lepiej nie nastawiać się na korzystanie z bankomatów, jest ich niewiele.
Z BIUREM PODRÓŻY
Wyjazdy do Gambii organizują Opal Travel i Konsorcjum Polskich Biur Podróży. Cena dwutygodniowego pobytu z przelotem i hotelem wynosi około 6 tys. zł plus opłaty za imprezy fakultatywne na miejscu. Wypad do Gambii jest też możliwy jako jeden z punktów wyjazdu do Senegalu.
Biuro Podróży Opal Travel, ul. Karmelicka 19, Warszawa, tel. (0 22) 636 93 99, 636 94 32; www.opaltravel.com.pl
Konsorcjum Polskich Biur Podróży, ul. Koszykowa 53, Warszawa, tel. (0 22) 622 70 80, 622 82 96; ul. Piotrkowska 92, Łódź, tel. (0 42) 630 48 66, 630 48 68, www.kons
GOLF NAD OCEANEM
Baza turystyczna jest na przyzwoitym poziomie, nawet miłośnicy golfa znajdą 18-dołkowe pole. Łatwo można się dodzwonić do Polski z telefonu komórkowego, w sklepie kupimy coca-colę, piwo czy szampon popularnej marki.
Tubylcy są przychylnie nastawieni do turystów, ale zdarza się, że dość gwałtownie protestują przeciwko robieniu zdjęć. Ich opory mijają po wręczeniu drobnego napiwku czy gadżetu.
Nie można dać się nabrać młodym mężczyznom, którzy zaczepiają przyjezdnych na ulicy, twierdząc, że pomogli im z bagażem na lotnisku i teraz oczekują zapłaty.