Gazeta Wyborcza, 14 września 2000 roku.
WOJCIECH JAGIELSKI
Szacuje się, że między XV a XIX stuleciem handlarze żywym towarem uprowadzili z Afryki i wywieźli na plantacje do Ameryki prawie 20 mln ludzi. Wcześniej 15 mln Afrykanów zostało porwanych przez łowców niewolników z Arabii, którzy już w VII wieku zaczęli tam polować na ludzi - pisze WOJCIECH JAGIELSKI Ta kobieta nazywa się Binta Kinte i jest w ósmym pokoleniu kuzynką Kunta Kinte - z nabożeństwem powiedział wioskowy policjant, który dla zarobku i zabicia czasu podjął się roli przewodnika po mrocznej przeszłości Afryki. Siedzieliśmy w wiosce Juffure, z której przed wiekami handlarze uprowadzili Mandingo Kunta Kinte Toby'ego, bohatera najsłynniejszej niewolniczej sagi "Korzenie" Aleksa Haleya.
Starucha chciwie schowała pomięty banknot w garści i przysiadła na drewnianej ławie. Poprawiła na głowie wzorzystą chustę i rzuciła kilka zdań do policjanta. Dalej mówił już tylko on.
Daleka krewniaczka na skraju wsi
Nauki Marcusa Garveya i Martina Luthera Kinga, ruch "Black Power" w Ameryce Północnej, a także muzyka reggae i rastafarianizm sprawiły, że po dekadach wstydliwego unikania wspomnień o przeszłości czarnoskórzy mieszkańcy Nowego Świata zaczęli szukać swych korzeni. W swojej wędrówce w przeszłość amerykański pisarz Haley, potomek Kunta Kinte Toby'ego, dotarł aż do Juffure w zachodniej Afryce. Tam, w glinianej chacie na skraju wsi, spotkał daleką krewniaczkę Bintę.
Dziś Juffure i inne dawne kamienne forty, w których przetrzymywani byli schwytani niewolnicy, są turystycznymi atrakcjami i głównymi, a nierzadko jedynymi zabytkami w tej części Czarnego Lądu. - Tu stało wielkie więzienie - policjant pokazuje stertę gruzów pod wielkim baobabem nad brzegiem rzeki. - Łowcy niewolników spędzali tu swoje ofiary, znakowali żelazem i czekali, aż z wybrzeża przypłyną statkami handlarze i kupią żywy towar.
Juffure leży nad brzegiem rzeki Gambia, na wysokości Wyspy Jamesa, o którą Portugalczycy, Brytyjczycy i Francuzi stoczyli niezliczoną liczbę bitew. Panując nad wyspą, panowali nad rzeką, która już w XVI stuleciu stała się niewolniczym szlakiem. Odkryli ją Portugalczycy, którzy przybyli do Afryki w poszukiwaniu złota. Znaleźli jednak towar znacznie łatwiejszy w zdobyciu, a równie intratny - niewolników. Ponieważ jednak porośnięte tropikalną dżunglą zachodnioafrykańskie wybrzeża były tylko z rzadka zaludnione, łowcy niewolników musieli zapuszczać się coraz dalej w głąb lądu (spławna rzeka okazała się idealnym szlakiem - mogli wdzierać się nią na kilkaset kilometrów).
Batalię o panowanie nad rzeką i jej wyspami wygrali w końcu Brytyjczycy, którzy w górnym jej biegu zamknęli ją fortecą na Wyspie MacCarthy'ego (założyli tam nawet stolicę swojej kolonii, gnijącą dziś w smrodliwej wilgoci mieścinę Georgetown), a w dolnym, już na wybrzeżu Atlantyku, podobną twierdzą na wydzierżawionej od miejscowego kacyka wyspie Banjul. W ten sposób - dzięki handlowi niewolnikami - narodziła się republika Gambia, obejmująca jedynie rzekę i kilkanaście kilometrów lądu po obu jej brzegach.
Okradziono nas!
Wędrówka po makabrycznych zabytkach, niewolniczych lochach krępuje zarówno zwiedzających, jak przewodników. Dla jednych resztki kajdan na murach więzień są przypomnieniem straszliwej zbrodni, jakiej dopuścili się ich przodkowie i ich rasa. Dla innych są pamiątką upokorzenia ich przodków, ich rasy, ich kontynentu zniewolonych przez cztery stulecia przez cudzoziemców.
Szacuje się, że między XV a XIX stuleciem handlarze żywym towarem uprowadzili z Afryki i wywieźli na plantacje do Ameryki prawie 20 mln ludzi. Wcześniej 15 mln Afrykanów zostało porwanych przez łowców niewolników z Arabii, którzy polowania na ludzi w Afryce zaczęli już w VII wieku. Tereny łowieckie Arabów znajdowały się jednak na wschodnich wybrzeżach Afryki i półpustynnym Sahelu. Na zachodnich, atlantyckich wybrzeżach kontynentu polowali Europejczycy: Portugalczycy, Duńczycy, Holendrzy, Brytyjczycy, Francuzi, Belgowie. Z fortów na wybrzeżu ich statki wyruszały w 100-dniową podróż przez ocean na niewolnicze targi na Karaibach i w Ameryce.
Trwająca pięćset lat epoka niewolnictwa i europejskiej dominacji kolonialnej zabiła naturalny rozwój cywilizacyjny Afryki, skazując ten kontynent na klęskę. Najlepsi, najsilniejsi Afrykanie byli przez pięć stuleci zwierzyną łowną. Ci, którzy pozostali, stali się niewykwalifikowanymi robotnikami w kopalniach i na plantacjach. Kiedy więc w latach 60. i 70. upadły imperia brytyjskie, francuskie i portugalskie, Afryka była zupełnie nieprzygotowana na niespodziewaną wolność. Niepodległość otworzyła epokę upadku i rozczarowania.
Afryka stała się przedmiotem najbrutalniejszego wyzysku w historii człowieczeństwa. Okradziono nas z naszej godności i bogactw - mówi Nelson Mandela, najsłynniejszy w historii więzień polityczny i pierwszy czarnoskóry prezydent Południowej Afryki. - Potrzebujemy pomocy ze strony tych, którzy na naszej biedzie zbudowali swoje bogactwa. I nie chodzi nam o jałmużnę czy dobroczynny gest. Nam ta pomoc się po prostu należy.
Rekompensaty? Tak, ale...
Na początku lat 90. ekscentryczny wódz Jorubów, milioner i niedoszły prezydent Nigerii, nieżyjący już M.K.O. Abiola rozpoczął kampanię mającą wymusić na bogatym Zachodzie wypłatę odszkodowania za to, iż zniewalając i kolonizując Afrykę, pozbawił ją możliwości rozwoju i dostatku. Abiola powoływał się na odszkodowania wypłacone przez Niemcy Żydom za ludobójstwo popełnione podczas II wojny i wymuszone na Iraku reparacje wojenne za szkody wyrządzone podczas najazdu na Kuwejt. Zyskał nawet dla swego pomysłu poparcie Organizacji Jedności Afrykańskiej (OJA).
Inni afrykańscy i afroamerykańscy politycy zgadzali się z samą ideą rekompensaty, ale uważali, że żądania Abioli są niepraktyczne. Komu bowiem wypłacać odszkodowania? Bardziej przecież należałyby się one czarnoskórym mieszkańcom Ameryk i Karaibów, prawdziwym potomkom niewolników, niż samej Afryce i tym, których przodków nigdy stąd nie wywieziono. I kto ma płacić? Bo jeśli odszkodowania mają pochodzić z kieszeni zachodnich podatników, to trzeba pamiętać, że niektórzy z nich też są potomkami niewolników.
Nadto, jeśli domagać się odszkodowań za niewolnictwo, to dlaczego tylko od Zachodu, a nie np. także od państw arabskich? W Afryce, gdzie islam zdobywa coraz więcej wyznawców, a arabskie petrodolary ratują życie niejednemu reżimowi, wypominanie Arabom niewolnictwa jest politycznym faux pas. Zaś wypominanie go białym jest jak najbardziej zgodne z zasadami politycznej poprawności.
A w jaki sposób rozliczyć się z dawnymi afrykańskimi królami i wodzami, którzy nie tylko polowali na jeńców, by sprzedać ich w niewolę cudzoziemskim handlarzom żywym towarem, ale oddawali im za świecidełka i strzelby nawet własnych poddanych? Jak Afryka może domagać się odszkodowania za niewolnictwo, skoro w takich krajach jak Mauretania czy Sudan jest ono wciąż praktykowane?
Afrykański plan Marshalla?
Czarnoskóry pastor i polityk z USA Jesse Jackson, należący od lat do głównych orędowników odszkodowań dla Afryki, twierdzi, że mówiąc o odpowiedzialności samej Afryki za niewolnictwo, nie wolno zapominać o proporcjach. - To nie Afrykanie rozkręcili niewolniczy interes, to nie oni przybywali po niewolników okrętami i z całą pewnością to nie oni zbudowali swoje cywilizacje na niewolnictwie - dowodzi Jackson.
Jego zdaniem najlepszą formą zadośćuczynienia za niewolnictwo i kolonizację byłby "afrykański plan Marshalla", który pozwoliłby jej stanąć na nogi tak jak zachodniej Europie zniszczonej po II wojnie. A jeśli taka pomoc byłaby dziś niemożliwa - głosi pastor - wystarczyłoby, żeby Zachód umorzył Afryce długi i udzielił nowych pożyczek na korzystnych warunkach, takich jak te, z których korzystała żegnająca się z komunistyczną utopią Europa Wschodnia. O umorzeniu sięgającego prawie 300 mld dol. afrykańskiego długu mówi też sekretarz generalny OJA Tanzańczyk Salim Ahmed Salim.
- Przestańcie stać z wyciągniętą dłonią i żebrać! Przestańcie winić tylko innych za nasze biedy! Przestańcie wreszcie pytać, co świat zrobi dla Afryki, i zastanówcie się, co sami możemy dla siebie zrobić! - potępiają roszczeniowców prezydenci Południowej Afryki i Ugandy Thabo Mbeki i Yoweri Kaguta Museveni, głoszący zmierzch samolubnych tyranów i nadejście afrykańskiego renesansu. Na jednej z międzynarodowych narad Mbeki wezwał nawet afrykańskie ludy, by obaliły dyktatorów, którzy traktują swoje państwa jak prywatne folwarki i w niczym nie różnią się od dawnych złych królów, którzy sprzedawali własnych poddanych handlarzom niewolników. Mbekiemu i Museveniemu wtóruje Nelson Mandela, uważany za ich duchowego guru. - Coście zrobili z waszą wolnością? - pyta.
Nie mogąc porozumieć się między sobą w kwestii winy i zadośćuczynienia za niewolnictwo i zmarnowaną wolność, Afryka wciąż nie może doczekać się odszkodowania za zbrodnię, której padła ofiarą.
Na razie więc Afrykanie remontują dawne niewolnicze lochy i targowiska, robiąc z nich z nich turystyczną atrakcję, by choć w ten sposób wyciągnąć od białych turystów garść dolarów, funtów czy marek. Największy w Afryce dawny niewolniczy targ na wysepce Goree, zaledwie kilka kilometrów od senegalskiej stolicy Dakaru, od dawna jest miejscem pielgrzymek czarnoskórych Amerykanów i niemal wszystkich polityków odwiedzających Afrykę. Hołd ofiarom niewolnictwa złożył tu papież Jan Paweł II.
Przebaczymy, ale nie zapomnimy
W wiosce Juffure nad rzeką Gambia miejscowy policjant, żegnając zagranicznych przybyszów, wpada w patetyczny ton. - Przebaczymy, ale nigdy nie zapomnimy - mówi wolno i wyraźnie, jakby recytował słowa przysięgi. Z tą szlachetnością i patosem strasznie gryzie się rzucona za chwilę cicho prośba: "co łaska". Podniosły nastrój mija ostatecznie, gdy owo "co łaska" okazuje się, jak zawsze, znacznie skromniejsze od tego, czego oczekiwał policjant.